Pokazywanie postów oznaczonych etykietą usta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą usta. Pokaż wszystkie posty

stycznia 17, 2024

Ulubieńcy 2023r.
Kolorówka - usta

Hej!

Dzisiaj kolejna porcja ulubieńców. Tym razem produkty do ust. To chyba moja ulubiona kategoria, bo szminek używam cały czas, niezależnie od tego, czy robię resztę makijażu czy nie. Z tego powodu pomadek mam całkiem sporo, a dziś pokażę Wam perełeczki, po które sięgam najczęściej. Zapraszam :) 


Kryjące


Zacznę od szminek, które noszę głównie do pełnego makijażu, bo mają największe krycie. Mowa o pomadkach matowych/satynowych. Pierwsza z nich to Madara Velvet Wear w odcieniu 31 Cool Nude. To przepiękny chłodny nude z domieszką różu. Nie jest za chłodny ani siny. Jest idealny :) Do tego ma cudowną, jedwabistą konsystencję. Wygładza usta i nie podkreśla niedoskonałości. Jest wg mnie dużo przyjemniejsza w noszeniu od np. matowych szminek MAC, które nakładają się grubą warstwą i leżą dość ciężko. Na zdjęciu widzicie moją drugą (nówkę) sztukę tej pomadki. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o wzorowym, pięknym składzie. Największy problem jest z jej dostępnością. Jak ostatnio jej szukałam, to najlepsza cena była na stronie flaconi.pl.

Druga pomadka z tej kategorii to Joko Nature od Love nr 04. To również nudziak z domieszką różu, ale jest ciut cieplejszy od Madary, więc używam go głównie jesienią i zimą, bo pasuje mi do moich dodatków. Jest bardziej kremowa i ma ciut bardziej błyszczące wykończenie. Ma również cudowny skład i kosztuje kilkanaście złotych. Można ją aktualnie dorwać jeszcze w internecie. 


Błyszczące


Kolejna kategoria to szminki błyszczące, mniej kryjące, które mam zawsze przy sobie w torebce i które nakładam, jak nie robię całego makijażu. 
Pierwsza z nich to najświeższy ulubieniec, czyli Bourjois Healthy Mix Lip Sorbet. Ogólnie odcienie w tej serii są raczej intensywne i soczyste, więc wybrałam najbardziej nudziakowy czyli 06 Peanude Butter. Niestety jest dla mnie ciut za ciepły, ale tak polubiłam tę formułę, że trafia do ulubieńców całego roku. To jedna z moich ulubionych konsystencji pomadek błyszczących, czyli taka lekko żelowa, która nie wylewa się poza kontur. Do tego ma ładną pigmentację i dobrze się utrzymuje. Pomadka ma również ładny skład (90% składników pochodzenia naturalnego), więc cieszę się, że tego typu produkty pojawiają się w typowo drogeryjnych markach.



Kolejny produkt to jedyna nienaturalna propozycja, czyli MAC w odcieniu Syrup. Nie ukrywam, że staram się nie używać kosmetyków z takim nie za dobrym składem, ale ta formuła mi tak odpowiada, że przymykam na to oko. Wykończenie Lustreglass jest naprawdę cudowne. Również lekko żelowe, wygładzające usta. Pomadka gładko sunie po ustach. Naprawdę uważam, że to jedna z lepszych formulacji na rynku. No i kolor, czyli piękny, chłodny róż, wpadający u mnie odrobinę w fiolet. 

Ostatnia z tej kategorii (last but not least), to pomadka Catrice Shine Bomb Lipstick w odcieniu 040 Secret Crush. To mój wielki ulubieniec od ponad roku. Na zdjęciu widzicie drugie nowe opakowanie. Kolor 040 jest podobny do Syrup, ale ma mniej fioletowych tonów. Konsystencja jest bardzo podoba. Również gładko sunie pod ustach, świetnie nawilża. Do tego ma ładny skład i kosztuje dużo mniej, więc w tym pojedynku wygrywa ;)


Błyszczyki


W zeszłym roku polubiłam dwa błyszczyki. Są bardzo podobne, nie dają mocnego koloru, nie kleją się, pięknie pachną. Mają nie najgorsze składy, ale nie w 100% naturalne. Różnica jest głównie w cenie. Mowa tutaj o bareMinerals Mineralist Lip Gloss-balm w odcieniu Heart oraz moje odkrycie z końcówki roku czyli Hebe Sheer Glow Lip Oil w kolorze 06 Rose Jam. Oba bardzo lubiłam, ale to ten drugi zrobił na mnie większe wrażenie. Może dlatego że jest tani, łatwo dostępny (w Hebe), a jest naprawdę fajny.


Swatche


Od lewej: Madara, Joko, MAC, Catrice, Bourjois

Dajcie znać, czy znacie któryś z tych kosmetyków i co Was szczególnie zachwyciło z tej kategorii w 2023 roku.

Pozdrawiam serdecznie,
Kasia 

września 16, 2021

Felicea - naturalne szminki Refill Me

Nie mam pojęcia, dlaczego ten wpis pojawia się dopiero teraz. Uświadomiłam sobie, że zbyt rzadko wspominałam na blogu o szminkach marki Felicea, a przecież tak bardzo je lubię i zdecydowanie zasługują na osobny wpis. Zwłaszcza że teraz Felicea zmieniła zupełnie opakowania na takie z wymiennymi wkładami. Pojawiły się również nowe odcienie. Pokażę Wam dzisiaj te, które mi się najbardziej spodobały. Zapraszam :)

Marka Felicea od jakiegoś czasu sukcesywnie zmienia opakowania na bardziej eko i w duchu less waste. W przypadku pomadek zdecydowała się na zastosowanie wymiennych wkładów. Główne opakowanie zostało wykonane z aluminium. Refille wymienia się bardzo łatwo (po prostu się je wyciąga), dlatego zdecydowałam się na zakup jednej pełnowymiarowej szminki i dwóch wkładów. 

Składy zostały minimalnie zmienione, ale nie wpłynęło to na konsystencję pomadek. Wosk pszczeli został zastąpiony emolientem roślinnym, dzięki czemu szminki są teraz odpowiednie dla wegan

Ricinus Communis Seed Oil, Isostearyl Isostearate, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Candelilla Cera, Copernicia Cerifera Cera, Mica, Polyglyceryl-3 Diisostearate*, Isocetyl Stearoyl Stearate*, Isopropyl Myristate*, Tocopheryl Acetate, Citrus Grandis Peel Oil, Limonene, +/-CI 77499, +/-CI 77492, +/-CI 77491, +/-CI 77891, +/-CI 15850 

*surowce z EcoCert           

#214 Rosie - najjaśniejszy, nudziakowy róż

#215 Perfect Pink - piękny, żywy odcień dosyć chłodnego różu. Czegoś takiego mi brakowało :)

#216 Amethyst - to odpowiednik pomadki nr 28 w starej formule. Mój ulubieniec od lat. Dla mnie to taki idealny mauve. Bardzo często ląduje na moich ustach i pasuje praktycznie do każdego makijażu :)

Przyznam się Wam szczerze, że jak myślę o idealnej szmince, to przed oczami mam właśnie tę od Felicea. Przede wszystkim jej konsystencja jest po prostu genialna - kremowa, ale nie za bardzo. Nie rozmazuje się, nie wylewa poza kontur. Do tego ma świetną pigmentację, ładnie się zjada. Nie podkreśla również niedoskonałości ust, np. suchych skórek, a dzięki cudownemu składowi je pielęgnuje. 

Odcień 216 (wcześniej 28) to mój ulubieniec od lat i zupełnie nie wiem, czemu dopiero teraz Wam ją pokazuję. Jeśli któryś kolor Wam się spodoba, to bardzo polecam wypróbować :)

Szminki w całości kosztują 39 zł, refill 27 zł. Dostaniecie je na stronie felicea.pl. Są również dostępne na stronie Hebe i tam często można trafić na promocje. 

Dajcie znać, czy używaliście kiedyś tych szminek i jak Wam się sprawdziły? 

Buziaki!
Kasia

kwietnia 09, 2021

Omnia Botanica - nowa marka w Rossmannie
Czy warto się skusić?

Hej!

W Rossmannie pojawiło się ostatnio sporo nowych makijażowych marek. Najbardziej zaciekawiła mnie Omnia Botanica, ponieważ kosmetyki te mają naturalne składy. W dzisiejszym wpisie przyjrzymy im się bliżej i sprawdzimy, czy warto się tymi produktami zainteresować. Zapraszam :)

omnia-botanica-rossmann

W szafie Omnia Botanica do wyboru było sporo produktów z każdej kategorii oraz akcesoria (gąbeczki i pędzle). Na razie skusiłam na dwa z nich - puder oraz błyszczyk. Podobały mi się jeszcze palety cieni, ale nie mogłam zdecydować się na wersję kolorystyczną. Ciekawie wyglądały też produkty do twarzy, czyli róże, rozświetlacz i bronzer. Jeśli chcielibyście, żebym coś jeszcze przetestowała, to piszcie proszę w komentarzach, a z chęcią to dla Was zrobię :)

Kosmetyki w większości (oprócz tych do ust) mają piękne, tekturowe opakowania, zamykane gumką, więc nie otworzą się nam np. w torebce. Śmieszy mnie jedynie trochę błąd na opakowaniu pudru. Pamiętajmy, że puder matuje, a nie matowi ;)

Spójrzmy na skład:
Mica, Zea Mays Starch, Kaolin, Copernicia Cerifera Cera, Shea Butter Ethyl Esters, Ci 77891, Ricinus Communis Seed Oil, Macadamia Integrifolia/Tetraphylla Seed Oil, P-Anisic Acid, Magnolia Officinalis Bark Extract, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Ci 77491, Ci 77492, Ci 77499, Alumina, Magnesium Oxide, Citric Acid

Muszę przyznać, że jest on bardzo ładny. Oprócz typowo matujących składników (np. skrobia kukurydziana czy kaolin), mamy również te bardziej odżywcze, jak np. olej makadamia.

omnia-botanica

Puder wybrałam w najjaśniejszym odcieniu, ale nie daje on mocnego koloru. Na szczęście nie przyciemnia mojej cery. Ma przyjemną, jedwabistą formułę. Przetestowałam go do utrwalenia korektora pod oczami i w tym celu średnio mi się spodobał. Miałam wrażenie, że wygląda dość ciężko. Z kolei na skórze twarzy prezentował się bardzo naturalnie.

Puder matuje skórę, ale jednocześnie ma satynowe wykończenie. Niestety na mojej tłustej cerze zaczyna się wyświecać już po ok. 3 godzinach, ale łatwo da się go dołożyć, nie tworzy się ciastko. Moim zdaniem będzie to świetny produkt do poprawek w ciągu dnia. Kosztuje 29,99 zł.

omniia_botanica

Drugi produkt, na który się zdecydowałam, to błyszczyk do ust. Spodobał mi się odcień 01, czyli przybrudzony róż. Idealny kolor dla mnie :)

Skład tutaj również mamy wzorowy:
Ricinus Communis Seed Oil, Soybean Glycerides, Shorea Robusta Resin, Helianthus Annuus Seed Oil, Silica, Butyrospermum Parkii Butter Unsaponifiables, Helianthus Annuus Seed Cera, C10-18 Triglycerides, CI 77891, Olea Europaea Oil Unsaponifiables, Mica, CI 77491, Rhus Verniciflua Peel Cera, CI 77492, Parfum, CI 77499, Ascorbyl Palmitate, CI 15850, Tocopherol, Geraniol, LImonene, Citric Acid

Muszę Wam przyznać, że ten produkt mnie bardzo pozytywnie zaskoczył. Przede wszystkim ma całkiem niezły pigment, przez co ze spokojem może zastąpić pomadkę. Do tego zupełnie się nie klei. Ma cudowną konsystencję i z chęcią przyjrzę się innym odcieniom. Kosztuje 24,99 zł.


Jak Wam się podobają te kosmetyki? Według mnie to kolejna ciekawa propozycja drogeryjna i jak będę w Rossmannie, to zerknę jeszcze do tej szafy. Chcielibyście, żebym coś jeszcze przetestowała? Dajcie znać!

Do następnego!
Kasia

lutego 26, 2021

Pierre Rene - szminki Royal Mat

Hej!

Dawno nie było na blogu wpisu o szminkach. Muszę przyznać, że bardzo się za tym stęskniłam. Kiedyś był to jeden z moich ulubionych rodzajów postów. Ostatnio odkryłam szminki Royal Mat z Pierre Rene, które mają całkiem niezły skład i stwierdziłam, że zamówię kilka, żeby je przetestować i pokazać Wam odcienie. Zapraszam do czytania dalej :)


Szminki są zamknięte w złotym, magnetycznym opakowaniu. Nie wyglądają na tanie, drogeryjne pomadki. Bardziej przypominają te z wyższej półki. Nie mają smaku ani zapachu.

Do zakupu zachęciły mnie dobre opinie, które ostatnio o nich słyszałam, a także całkiem niezły skład:

RICINUS COMMUNIS SEED OIL, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, CANDELILLA CERA, OZOKERITE, OCTYLDODECANOL, COPERNICIA CERIFERA CERA, CERA MICROCRISTALLINA, ETHYLHEXYL PALMITATE, OCTYLDODECYL STEAROYL STEARATE, HYDROGENATED COCONUT OIL, SIMMONDSIA CHINENSIS SEED OIL, OLEA EUROPAEA FRUIT OIL, TOCOPHERYL ACETATE, TOCOPHEROL, [MAY CONTAIN/MOŻE ZAWIERAĆ (+/-): CI 77891, MICA, CI 77491, CI 77492, CI 77499, CI 15850 (RED 6), CI 15850 (RED 6 LAKE), CI 15850 (RED 7 LAKE), CI 45380 (RED 21), CI 45380 (RED 21 LAKE), CI 19140, CI 42090, CI 45410, CI 75470]

Nie jest to skład w 100% naturalny, ale niewiele mu brakuje i mam nadzieję, że Pierre Rene dołączy kiedyś do grona marek, która zwraca uwagę na składy.

Do wyboru mamy naprawdę mnóstwo odcieni i myślę, że każdy mógłby dobrać coś dla siebie. Ja wybrałam te, które wydawały mi się najbardziej nudziakowe. 


04 Toffee Cream - najciemniejszy z całej czwórki. To nude z domieszką różu.


33 Alluring Heather - przybrudzony, jasny fiolet.


36 Hand Touch - jasny nude, raczej neutralny. O dziwo mnie nie wymywa i czuję się w nim dobrze. Będzie idealny do ciemniejszego makijażu oczu.


39 Warm Words - najbardziej klasyczny nude, neutralny. Myślę, że będzie pasował wielu osobom. 


I swatche:


Szminki opisane są na stronie producenta jako matowo-satynowe. Nie do końca mogę się z tym zgodzić. Dla mnie są to typowo kremowe pomadki z błyszczącym wykończeniem. Jeśli mam ochotę na mat, to odciskam sobie nadmiar w chusteczkę, jednak według mnie nie o to chodzi w pomadkach matowych. 
Royal Mat mają świetną pigmentację, nie zastygają, nie dają też uczucia przesuszenia ust. Co więcej, mam wrażenie, że dzięki swojej kremowości je nawilżają. Utrzymują się naprawdę nieźle. Oczywiście odciskają się na szklankach itp., ale zjadają się ładnie. Pigment tych ciemniejszych odcieni jest na tyle mocny, że delikatnie wżera się w usta.

Pomadki kosztują ok. 22 zł, ale można je dorwać w promocji już za ok. 15. Dostępne są w wielu drogeriach, m.in. hebe oraz kontigo.

Podsumowując, Royal Mat Lipstick są to naprawdę fajne pomadki drogeryjne, w dobrej cenie i myślę, że warto się nimi zainteresować. Mnie się bardzo podobają odcienie, na które się zdecydowałam i na pewno będę ich używać. 


Jestem ciekawa, czy znacie te pomadki? Jak Wam się podobają odcienie, które wybrałam? Czekam na Wasze komentarze :)

Buziaki!
Kasia

marca 03, 2020

Zamienniki pomadki Charlotte Tilbury Pillow Talk

Hej!

Pomadka Charlotte Tilbury w odcieniu Pillow Talk jest jedną z najpopularniejszych nudziakowych pomadek na świecie. Jest też bardzo droga (ok. 32€), a do tego niedostępna w Polsce. Mi się udało ją dorwać w hiszpańskiej Sephorze. Rzeczywiście odcień jest idealnym nudziakiem i będzie pasował większości osób, ale jednocześnie nie jest kolorem na tyle wyjątkowym, żeby nie dało się znaleźć jego zamiennika. Przez przypadek trafiłam na niemal identyczny odcień wśród pomadek polskich producentów, więc jeśli ciekawi Was, co to takiego, to koniecznie czytajcie dalej :)

charlotte-tilbury-pillow-tak-dupe

Może zacznijmy od Pillow Talk. Tak jak wspomniałam na początku, jest to idealny beżowo-różowy odcień nude, który będzie pasował wielu osobom. Ma ciekawa formułę, którą da się budować, przy jednej warstwie odcień jest dosyć delikatny. Nosi się ją niezwykle komfortowo i tak naprawdę nie dziwię się, że stała się tak popularna. Sama z przyjemnością ją nakładam i jest jedną z moich ulubionych szminek. Natomiast cena powala i nie wiem, czy kupiłabym ją ponownie, wiedząc, że wśród polskich marek można znaleźć jej zamiennik.

Zatem zdradzę Wam już tę tajemnicę. Chodzi mi o szminkę Paese z serii Nanorevit w odcieniu 14 Innocent. To pomadka, która jest zamiennikiem CT nie tylko jeśli chodzi o kolor, ale również pod względem konsystencji. Odcień jest minimalnie jaśniejszy, ale na ustach tej różnicy nie widać. No i najważniejsze - cena. Pomadka z Paese kosztuje 34 zł. Jeśli więc nie zależy Wam na luksusowym (i absolutnie przepięknym, to trzeba przyznać) opakowaniu, to polecam Wam bardzo ten produkt, bo "jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać".

Pokażę Wam też dzisiaj dwie pomadki, które zaliczyłabym do kolorystycznych zamienników Pillow Talk, jednak różnią się od niej formułą. Pierwszą z nich jest MAC z serii Love Me Lipstick w odcieniu Laissez-Faire. Kolor jest minimalnie chłodniejszy i ma zdecydowanie bardziej kremową i nawilżającą konsystencję od CT.

Ostatnim produktem, który udało mi się znaleźć, jest Jeffree Star Velour Liquid Lipstick w odcieniu Christmas Cookie. Tutaj mogę śmiało powiedzieć, że jest to Pillow Talk w wersji płynnej.
Dwie ostatnie propozycje są droższe (MAC 86 zł, JS 95,90 zł), ale dostępne w Polsce, np. na douglas.pl.

charlotte-tilbury-pillow-talk-zamiennik
pillow-talk-dupe-zamiennik

Wiem, że Pillow Talk jest bardzo pożądaną szminką i wiele osób chce ją wypróbować, więc mam nadzieję, że taki wpis okaże się dla Was przydatny :) 

Buziaki!
Kasia

lipca 02, 2019

Golden Rose - najnowsza kolekcja Nude Look

Hej!

Niedawno firma Golden Rose wypuściła przepiękną kolekcję Nude Look. Jak sama nazwa wskazuje, opiera się ona na odcieniach nude. Mnie ostatnio taka kolorystyka podoba się w makijażu najbardziej, więc z wielką przyjemnością tę kolekcję przetestowałam, a dzisiaj Wam o niej co nieco opowiem. Zapraszam :)

golden-rose-nude-look

Twarz


Kolekcja Nude Look składa się naprawdę z wielu kosmetyków, właściwie z każdej kategorii. Jeśli chodzi o twarz, to mamy tutaj kilka ciekawych produktów. Przede wszystkim marka wypuściła koloryzujący krem do twarzy. Mam go w odcieniu 01 Fair Tint i mimo że jest to odcień najjaśniejszy, to moim zdaniem nie nada się dla bardzo jasnych cer. Dla mnie jest minimalnie za ciemny, chociaż ładnie się dopasowuje, ale musiałabym się troszeczkę opalić, żeby go używać na co dzień. Przyznać mu jednak trzeba, że ma ładny kolor i pięknie wygląda na skórze. Daje świetliste wykończenie i idealnie sprawdzi się na cerach suchych, normalnych. Ładnie też wyrównuje koloryt cery. Krycie określiłabym jako lekkie w kierunku średniego, dla mnie jest idealne.

Kolejny produkt z tej kategorii to wypiekany puder. Niestety występuje tylko w jednym odcieniu Nude Glow, który jest dla mnie za ciemny, więc nie mogłam go za bardzo przetestować. Dobrze się sprawdził u mnie do delikatnego wykonturowania twarzy.

Ostatni kosmetyk to wypiekane trio do konturowania. Mamy tutaj dosyć ciepły bronzer, brzoskwiniowy róż i intensywny, szampański rozświetlacz, który daje na skórze efekt wow. Golden Rose zdecydowanie umie robić rozświetlacze. Trio jest naprawdę piękne. Jeśli czytacie mnie dłużej, to wiecie, że mam słabość do wypiekanych kosmetyków. W ogóle ta cała kolekcja przyciąga wzrok. Ma pięknie opakowania i mi się od razu oczy zaświeciły, jak tylko zobaczyłam ją w internecie.

golden-rose-kolekcja-nude-look
Od lewej: wypiekany puder, trio do konturowania, koloryzujący krem do twarzy

Oczy


W tej kategorii również mamy spory wybór. Mnie najbardziej zaciekawiły wypiekane cienie do powiek. Otrzymałam dwa odcienie: 01 Ivory oraz Caramel Nude. Pierwszy z nich to piękny, delikatnie różowy, perłowy odcień, który również świetnie się sprawdzi jako rozświetlacz. Niestety jako produkt wypiekany jest dość suchy, więc na powiekę najlepiej go nakładać palcem na mokrą bazę. Wtedy wydobędziecie jego maksymalny blask. Drugi cień to mat (wg producenta), chociaż ja bym go bardziej określiła jako satynę. W opakowaniu wygląda jak brąz z domieszką różu, ale na powiece wybijają z niego cieplejsze, karmelowe tony. Idealnie sprawdza się do wykonturowania powieki. Fajnie też wygląda nałożony solo na całą powiekę ruchomą

Drugi produkt w tej kategorii to tusz do rzęs Full Volume Definitive Mascara. Jak sama nazwa wskazuje, ma zwiększać objętość i rzeczywiście to robi, ale najbardziej zaskoczyło mnie to, jak pięknie rozdziela rzęsy. Ma klasyczną szczoteczkę w kształcie takiej jakby klepsydry, co jest ostatnio bardzo popularne i wiele marek wypuszcza maskary z takimi szczoteczkami. Zaskoczyła mnie formuła tuszu, która jest po prostu idealna, ani za sucha, ani za mokra. Można ją używać od samego początku, nie trzeba czekać aż trochę przeschnie. Dla mnie bomba!


Usta


Nie mogłoby zabraknąć tej kategorii. Wiecie, że produkty do ust z Golden Rose po prostu uwielbiam. Pierwszy z nich to Velvety Matte Lipcolor, który formułą mi przypomina szminki Soft & Matte. Mam odcień 01 Just Nude i jest to bardzo jasny odcień, na moich ustach wpada w ciepłe tony. Druga propozycja to klasyczna pomadka Perfect Matte Lipstick, którą również mam w kolorze 01 Coral Nude. Jest ciut ciemniejsza od tej pomadki w płynie i bardziej neutralna, przez co zdecydowanie bardziej mi przypadła do gustu. Poza tym na pierwszy rzut oka wygląda jak słynne szminki Velvet Matte, ale powiem Wam, że ta ma dużo przyjemniejszą, bardziej musową formułę, przez co pięknie sunie po ustach, wygładza je i zupełnie jej nie czuć.
Ostatni produkt to błyszczyk Natural Shine Lipgloss. Odcień 01 Nude Delight to według mnie taka kawa z mlekiem. Błyszczyk nie daje mocnego krycia, delikatnie zabarwia usta i zupełnie się nie klei.

Od lewej: cień 01 Ivory, Caramel Nude, szminka Perfect Matte Lipstick, Velvet Matte Lipcolor, błyszczyk Natural Shine Lipgloss

Piszcie koniecznie jak Wam się podoba ta kolekcja. Moim zdaniem jest piękna. Zarówno opakowania, jak i sama zawartość bardzo przykuwają uwagę. Macie ochotę się na coś skusić? :)

Do następnego!
Kasia

czerwca 16, 2019

Marmurkowe cuda
MAC Cosmetics - kolekcja Electric Wonder

Hejeczka!

Powiem Wam tak szczerze, że coraz mniej kosmetyków powoduje u mnie szybsze bicie serca. Chyba staję się coraz bardziej wybredna. Ale jednak zdarzają się wyjątki i najnowsza kolekcja MAC Electric Wonder zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Zwłaszcza opakowania. I możliwe, że nawet bym się jakoś powstrzymała przed zakupem, ale na moje nieszczęście (a właściwie mojego portfela) MAC zrobił w zeszły weekend promocję -24% na wszystko. Jak widzicie, uległam, a dzisiaj Wam te cuda pokażę. Zapraszam!

mac-cosmetics-electric-wonder

Moim zdaniem to jedna z piękniejszych kolekcji MAC. Marmurkowe opakowania to totalny sztos. Dodatkowo są matowe, jedynie te złote elementy błyszczą, co sprawia, że na żywo wygląda to jeszcze bardziej obłędnie. Tak, zachwycam się, ale bardzo mi się te opakowania podobają.

Przejdźmy teraz do ważniejszej kwestii, czyli zawartości. Jak widzicie, zdecydowałam się na dwa produkty - paletę cieni oraz szminkę. Przy okazji chciałabym też zaznaczyć, że dzisiejsze opinie będą jedynie pierwszym wrażeniem, ponieważ nie miałam okazji tych kosmetyków dokładnie przetestować, a bardzo chciałam Wam je pokazać.

Paleta cieni zawiera 12 kolorów w bardzo neutralnej tonacji. Kupiłam ją z myślą o makijażach dziennych i myślę, że w tej roli będzie się świetnie sprawdzać, chociaż oczywiście można nią wykonać również makijaż wieczorowy.


Jeśli chodzi o formułę cieni, to jest ona dosyć sucha pod palcami. Od razu zaznaczam, że jest to typ cieni, który nie każdemu się spodoba. Maty są mocno sprasowane, przez co nie pylą się pod pędzlem i nie wykazują przesadnie mocnej pigmentacji. Dzięki temu można je budować i pięknie się do siebie kleją, a co za tym idzie można bez problemu przyciemnić makijaż. Błyszczące cienie mogłyby być lepsze, np. Sun Tweaked bliżej do satyny, z kolei Diamond Butterfly to bardziej sprasowany pigment (coś w stylu Turbopigmentów, chociaż one w tym starciu zdecydowanie wygrywają).
Używałam tej palety 3 razy i moje pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne. Lubię tego typu formułę, bo nie da się tymi cieniami zrobić sobie za bardzo krzywdy, ale jednocześnie da się wykonać ładny, dość mocny makijaż.


Drugi produkt do szminka o nazwie Let's Mesa Around i wykończeniu Lustre. Przyznaję, że trochę mnie zaskoczyła, ponieważ ma baaardzo delikatny kolor. To właściwie bardziej taka koloryzująca pomadka ochronna. Chociaż mnie to mocno nie przeszkadza i na pewno ją zużyję. Kolor to jasny róż, na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć porównanie. Od lewej Let's Mesa Around, na środku Friend Like me z kolekcji Aladdin, a po prawej słynny Syrup (również Lustre).


Koniecznie napiszcie, jak Wam się ta kolekcja podoba i czy też Was kuszą takie limitowanki? :)

Buziaki!
Kasia

czerwca 09, 2019

Golden Rose - Longstay Liquid Matte Lipstick | Nowe kolory!

Hej!

Matowe szminki Longstay Liquid Matte Lipstick z Golden Rose już pewnie wszyscy znają. Nie raz pisałam o nich na blogu. Niedawno otrzymałam od marki paczkę z najnowszymi kolorami i jestem przekonana, że spodobają się wielu osobom. Koniecznie zobaczcie te cudeńka :)

golden-rose-liquid-matte-lipstick

Muszę powiedzieć, że nowe odcienie totalnie trafiają w mój gust, ponieważ ostatnio mam fazę na nudziaki. Bardzo się cieszę, że mogę pokazać Wam wszystkie odcienie, bo na pierwszy rzut oka niewiele się różnią, ale jednak te różnice są i na zdjęciu ze swatchami będziecie mogli je dobrze zobaczyć. A teraz przejdźmy do mojego opisu kolorów. Nie będzie to łatwe, ale postaram się zrobić to najlepiej, jak potrafię.

golden-rose-pomadki-w-płynie-nowe-odcienie

33 - to najbardziej nudziakowy odcień z całej piątki. Ma sporo neutralnych tonów i ani grama różu, więc powinien pasować większości osób.

34 - ten odcień ma zdecydowanie więcej różowych tonów, ale w moim odczuciu również jest neutralny.

35 - najciemniejszy kolor (ale nadal w typie nude). On już jest bardziej po tej ciepłej stronie. Mam wrażenie, że w każdym świetle wygląda inaczej, ale zdjęcie poniżej oddaje go dobrze. 

36 - piękny, chłodny róż. Jest podobny do słynnej 03, ale ma mniej fioletowych tonów.

37 - najjaśniejszy z całej piątki, również chłodny róż. Jest jasny i chłodny, ale moim zdaniem nie ma szarych, trupich tonów.

golden-rose-swatche

Jak widzicie, Golden Rose dodało do swojej (już sporej) kolekcji kolory bardzo twarzowe i "wearable". Myślę, że będą pasować większości osób i sprawdzą się na przeróżne okazje. Mi się mocno kojarzą z typowymi ślubniakami. Pamiętajcie też, że tego typu produkty bardzo łatwo ze sobą mieszać. Ja Wam je serdecznie polecam, a jeśli jeszcze nie testowaliście szminek z tej serii, to w tej piątce na pewno znajdziecie jakiś "swój" kolor.

Dajcie znać koniecznie, jak Wam się podobają i który odcień najbardziej wpadł Wam w oko. 

Buziaki!
Kasia

maja 13, 2019

Golden Rose - błyszczyki Vinyl Gloss High Shine Lipgloss

Hej!

Wiem, dawno mnie tu nie było. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, chociaż tak naprawdę jestem pełna obaw, czy w ogóle ktoś tu jeszcze zagląda. Jeśli tak, to dajcie proszę znać w komentarzu :) Chciałabym Wam dzisiaj pokazać błyszczyki Vinyl Gloss z Golden Rose. Są na rynku od niedawna, więc myślę, że warto na ich temat co nieco opowiedzieć. Zapraszam do czytania dalej :)

golden-rose-vinyl-gloss

Błyszczyki mieszczą się w bardzo klasycznych opakowaniach, na których czerń gradientowo przechodzi w odcień błyszczyka. Jest to duże ułatwienie, bo wiemy, bo jaki kolor sięgamy (oczywiście, gdy mamy ich więcej). Zapach według mnie jest dosyć specyficzny. Niby owocowy, ale wyczuwam chemiczną nutę i myślę, że mogą się znaleźć osoby, którym nie przypadnie do gustu.
Aplikator jest spłaszczony z dwóch stron i bardzo łatwo się nim nakłada precyzyjnie produkt. 

golden-rose-vinyl-gloss

Błyszczyki mają baaardzo gęstą konsystencję, taką oblepiającą usta, co nie do końca mi się podoba. Czuć je przez to dość mocno na ustach. Wielkim plusem natomiast jest to, że mają genialną pigmentację. Wystarczy właściwie jedno pociągnięcie, żeby osiągnąć maksimum koloru, co przy tego typu produktach jest rzadkością. Nasuwa mi się taka myśl, że to trochę takie pomadki w płynie o bardzo błyszczącym wykończeniu.
Jak na tego typu nie zastygające produkty przystało, trwałość na pewno nie jest całodniowa, ale dzięki tej gęstej, lepiącej konsystencji nie ma też tragedii. Błyszczyki nie przetrwają jakiegoś większego jedzenia, ale zjadają się ładnie i bez problemu można je poprawić.


Do przetestowania otrzymałam 5 odcieni. Oto one:


02 - idealny neutralny nudziak

03 - ciut ciemniejszy, cieplejszy odcień od 02

04 - również bardzo naturalny odcień, ale mający w sobie więcej różu

06 - ciemniejszy od 04, na ustach wygląda bardziej wyraziście

10 - najciemniejszy z całej piątki, przybrudzona, nieco ceglana czerwień


Błyszczyki możecie dostać w cenie 19,90 zł na stronie goldenrose.pl.

Jeśli chodzi o mnie, to najbardziej lubię je nakładać w niewielkiej ilości. Wtedy tak tego obciążenia nie czuć. Najpierw obrysowuję usta kredką, a potem delikatnie wypełniam błyszczykiem. Moje ulubione kolory to 02 i 04, ale jestem ostatnio nudna w tym temacie. A Wam które kolory się najbardziej podobają? Testowałyście już te produkty? Jeśli tak, to koniecznie dajcie znać, jak się u Was sprawdziły, a jeśli nie, to piszcie proszę, czy Was kuszą. Lubicie takie błyszczące wykończenie?
Mam nadzieję, że będę się pojawiać tutaj chociaż ciut częściej, chociaż przede mną intensywny czas, więc zapraszam Was również na instagrama. Tam mnie trochę więcej :)

Buziaki!
Kasia

grudnia 07, 2018

Lily Lolo - naturalny błyszczyk
English Rose


Muszę się Wam przyznać, że ostatnio porzuciłam zupełnie matowe pomadki na rzecz tych kremowych oraz błyszczyków. Uwielbiam efekt rozświetlonej, świeżej skóry i błyszczące produkty do ust ten efekt pięknie podkreślają. Dzisiaj pokażę Wam jeden z moich ulubionych błyszczyków, czyli English Rose z Lily Lolo. Zapraszam do czytania dalej :)

lily-lolo-english-rose-błyszczyk

Błyszczyk zapakowany jest w bardzo klasyczne opakowanie. Ma również tradycyjny, mały aplikator, który nabiera niezbyt dużo produktu.
Wybrałam sobie odcień English Rose, czyli piękny, przybrudzony róż. Na ustach nie widać go zbyt mocno, ale błyszczy naprawdę ładnie. Ja mam bardzo jasne usta, czasem wręcz sine, więc nawet tak jasny kolor jest u mnie widoczny, ale jeśli macie mocniejszy pigment swoich ust, to będzie on u Was po prostu bezbarwny. Co ważne, nie zawiera drobinek. Dla mnie to duży plus.
Co też ciekawe, błyszczyk pachnie czekoladą. Myślę, że wielu osobom się ten zapach spodoba :)


Jak zawsze przy kosmetykach Lily Lolo ogromnym walorem jest skład. W tym przypadku opiera się on głównie na olejku jojoba oraz witaminie E, które świetnie nawilżają. I tutaj muszę przyznać, że jest to najlepiej nawilżający błyszczyk, jaki znam. Genialnie sprawdzi się u osób, które borykają się z przesuszonymi, spierzchniętymi ustami, zwłaszcza teraz, w okresie zimowym. Do tego ma nieklejącą konsystencję i nosi się go naprawdę komfortowo.


Powiem Wam szczerze, że to jeden z moich ulubionych błyszczyków i chętnie po niego sięgam. Nie przepadam za błyszczykami, które mają ciężką formułę, mocno je czuć na ustach i tak je oblepiają. Ten tego nie robi, nawet gdy się go nałoży odrobinę za dużo. Poza tym wygląda bardzo ładnie na ustach, nie podkreśla niedoskonałości, suchych skórek czy załamań. Jeśli szukacie dobrego, nawilżającego błyszczyka, to serdecznie Wam go polecam.

Błyszczyk Lily Lolo kosztuje 48,50 zł i możecie go dostać na stronie costasy.pl.


Dajcie znać koniecznie, czy też odpoczywacie od matowych pomadek? Jakie są Wasze ulubione błyszczyki? Znacie te z Lily Lolo? :)

Buziaki!
Kasia

TOP