sierpnia 31, 2021

Pudrowe nowości od Pixie Cosmetics

Hej!

Ostatnio Pixie Cosmetics poszalało z nowymi pudrami, ponieważ w ich ofercie pojawiło się ich aż 5. Wśród nich znajduje się puder utrwalająco - wygładzający Beauty and the Blur oraz pudry modelująco -  rozświetlające Immediate Beauty Loose Powder, które już kiedyś były w asortymencie. Teraz wróciły w nowej formulacji i aż 4 odcieniach. Zapraszam Was serdecznie na prezentację tych cudeniek :)


Beauty and the Blur


Zacznijmy od kosmetyku, który zrobił na mnie największe wrażenie i moja tłusta cera polubiła go najbardziej. Mowa o pudrze utrwalająco - wygładzającym Beauty and the Blur. Jak sama nazwa wskazuje, jego głównym zadaniem jest wygładzenie skóry i utrwalenie makijażu. Moim zdaniem robi to cudownie i jest to jeden z lepszych pudrów, jakich miałam okazję używać w życiu. 

Nie jest to produkt stricte matujący, ale zawiera w sobie składniki (np. skrobię kukurydzianą oraz krzemian wapnia), które takie właściwości posiadają. Oprócz tego mamy m.in. rozświetlającą mikę oraz wosk karnauba, który pomaga skórze utrzymać odpowiedni poziom nawilżenia. Najciekawszym składnikiem (wg mnie) jest Volcanic Sand, czyli piasek wulkaniczny (szklany diament) - naturalny plankton roślinny, który jest pozyskiwany z pradawnych jezior wulkanicznych Owernii - francuskiej krainy wygasłych wulkanów. Składnik ten wykazuje wiele niezwykłych właściwości. Przede wszystkim wygładza i matuje, ale również chroni przed promieniowaniem UV, światłem niebieskim oraz chroni przed zanieczyszczeniami.

Puder jest drobno zmielony, ale w dotyku wydaje się dość suchy. Na szczęście po nałożeniu na twarz produkt świetnie stapia się ze skórą. Nie wygląda sucho ani pudrowo. Właściwie w ogóle go nie widać. Przy tym przepięknie wygładza skórę, nie podkreśla rozszerzonych porów i innych niedoskonałości. Nie daje efektu płaskiego matu, ma bardziej satynowe wykończenie. Na mojej tłustej cerze utrzymuje dość długo mat. Na moim ulubionym podkładzie z Felicea zaczyna się wyświecać po ok. 5-6 godzinach. Świetnie sprawdza się również do utrwalenia korektora pod oczami.

Beauty and the Blur ma delikatny, jasny kolor, który absolutnie nie będzie przyciemniał nawet najjaśniejszej cery, za to duży plus.


Immediate Beauty Loose Powder


To wielki comeback, bo pudry Immediate Beauty były już w ofercie Pixie Cosmetics. Tym razem powróciły ze zmienionym składem i aż w 4 odcieniach (wcześniej dostępne były 2). Każdy z nich posiada inny rodzaj minerału.

Lunar Beauty - najjaśniejszy i dość chłodny odcień beżu. Zawiera kamień księżycowy (Moonstone Powder), który nawilża skórę i chroni przed zanieczyszczeniami. Dobrze się sprawdzi dla zmęczonej, poszarzałej cery.


Amber Beauty - to również jasny, ale cieplejszy odcień. Jako jedyny z pudrów zawiera malutkie drobinki, które nie są mocno widoczne w naturalnym świetle. W swym składzie zawiera bursztyn (Amber Powder), który działa przeciwstarzeniowo. Jednocześnie delikatnie matuje, więc powinien się sprawdzić na mieszanych i tłustych cerach. To moja ulubiona wersja pudru, ponieważ ładnie stapia się z moją cerą i nie przyciemnia jej.


Rose Quartz Beauty - różowo - brzoskwiniowy beż, ciemniejszy od powyższej dwójki. Na mojej bardzo jasnej cerze jest odrobinę widoczny. Zawiera różowy kwarc (Quartz), który nawilża skórę i ma działanie przeciwzmarszczkowe.


Sun Kissed Beauty - najciemniejszy odcień, który świetnie sprawdzi się do opalonej cery. Na jaśniejszej można nim delikatnie ocieplać skórę i używać zamiast bronzera. Dla mnie niestety jest za ciepły. Sun Kissed Beauty zawiera bronzyt (Bronzite Powder), który poprawia mikrokrążenie krwi i regeneruje skórę.


Oprócz tych czterech cudownych minerałów, każdy z pudrów zawiera ekstrakty z siedmiu kwiatów: jaśminu, piwonii, wiśni japońskiej, kwiatu pomarańczy, lawendy, bzu i róży damasceńskiej. Wpływają one bardzo dobroczynnie na naszą skórę. Moim zdaniem skład tych pudrów wygląda jak skład jakiegoś mega dobrego kosmetyku do pielęgnacji. 


Konsystencja tych pudrów jest niesamowita. Tak drobno zmielonego produktu chyba jeszcze nie miałam. Właściwie nie czuć, że się go dotyka. Dzięki temu pudry te świetnie stapiają się ze skórą. 

Jak nazwa wskazuje, pudry te mają rozświetlać i modelować twarz. Można je stosować na wiele sposobów - na sucho lub na mokro, by wydobyć z nich jeszcze większy blask. Można również je aplikować na całą twarz albo w miejscach, które szczególnie chcemy rozświetlić. Będą ładnie wyglądały na powiekach w makijażu makeup no makeup. Fajnie się sprawdzą do utrwalenia korektora pod oczami dla osób, które lubią efekt nawilżonej skóry. Możliwości jest wiele :)
Przy okazji muszę zaznaczyć, że nie są to typowe rozświetlacze. To pudry, które w subtelny sposób rozświetlają cerę i nadają twarzy wielowymiarowości.
Jeśli, tak jak ja, macie cerę tłustą, to polecam aplikować je na samym końcu makijażu, po nałożeniu pudru matującego lub wygładzającego. Ostatnio miałam na sobie Amber Beauty zaaplikowany na Beauty an the Blur i nie zauważyłam wzmożonej produkcji sebum.
Szczególnie polecam te pudry dla cer suchych, dojrzałych, poszarzałych, które chcą sobie dodać trochę zdrowego blasku. 


Jak Wam się podobają nowości? Który puder Was najbardziej zaciekawił? :) 

Pamiętajcie, że kupując kosmetyki Pixie przez bannery i linki na moim blogu, macie zniżki na większość produktów :)

Zachęcam też do obserwowania mojego instagrama. Tam niedługo pojawi się rozdanie, w którym do wygrania będą pudry Immediate Beauty :)

Do następnego!
Kasia

sierpnia 09, 2021

Pixie Cosmetics - naturalna maskara Lash Charmer Mascara

Hej!

Dawno mnie tu nie było, ale przyznaję szczerze, że trochę mnie wena opuściła. Po 7 latach blogowania dopadł mnie lekki kryzys. Zwłaszcza że instagram skutecznie mnie dyskryminuje i nie pokazuje moich zdjęć, więc tak naprawdę mało kto wie o moich nowych wpisach i ogólnie ilość czytelników znacznie zmalała. Oczywiście nie jestem tutaj po to, by się żalić i generalnie zawsze cieszę się z każdego wyświetlenia oraz komentarza, ale moja motywacja do blogowania się dość mocno osłabiła. Myślę więc, że na razie będę tutaj wracać z produktami, które po prostu bardzo chcę Wam pokazać. Dziś chciałabym Wam krótko opowiedzieć o najnowszej maskarze od Pixie Cosmetics (a właściwie Feerie Celeste) - Lash Charmer Mascara. To pierwszy tusz w asortymencie marki, więc jeśli jesteście ciekawi, czy dali radę i co o nim sądzę, to koniecznie czytajcie dalej :)

lash-charmer-mascara

Zacznijmy od opakowania, które prezentuje się przepięknie. Jest matowe, ozdobione delikatnymi liśćmi, ze złotymi napisami. Pixie przyzwyczaiło nas już do niezwykłych opakowań i naprawdę jest się czym zachwycać. A jak z zawartością? Sprawdźmy najpierw, co na temat maskary pisze producent:

"W poszukiwaniu naturalnego piękna… spragnieni głębokiej trwałej czerni i miękkości rzęs, postanowiliśmy stworzyć coś, co pomoże nam zaspokoić to pragnienie. 

Lash Charmer Mascara nada Twoim rzęsom kolor głębokiej czerni i pogłębi ich naturalny skręt. Wyjątkowy składnik filmotwórczy (Pullulan) sprawia, że kosmetyk jest trwały i pozostaje nienaruszony na rzęsach przez cały dzień.

Tusz zawiera 95% składników naturalnego pochodzenia, w tym głównie woski z wielu różnych roślin (wosk słonecznikowy, wosk carnauba, wosk z otrębów ryżu, wosk z owoców sumaka jadowitego, wosk z rumianku marokańskiego, wosk z róży stulistnej, wosk z róży damasceńskiej).

Jest wyjątkowo delikatny dla oczu, a to dzięki zastosowaniu m. in. wyciągu naturalnego z damarzyka mocnego, którego właściwości lecznicze, nawilżające i łagodzące stany zapalne są znane i wykorzystywane od tysięcy lat, czy też niezmydlanej frakcji oliwy z oliwek, która ma za zadanie działać pielęgnująco, przeciwzapalnie i ochronnie.

Mascarę możesz nałożyć dołączoną do niej uniwersalną, prostą szczoteczką o sztywnym włosiu, która pomoże równomiernie nanieść kosmetyk i dokładnie rozczesać rzęsy."

pixie-cosmetics-maskara

Tusz ma klasyczną szczoteczkę, co mi osobiście bardzo odpowiada. Nabiera się go sporo, więc lepiej go trochę otrzeć z nadmiaru. W przypadku tej maskary kluczem do sukcesu jest nakładanie jej w jak najmniejszej ilości, żeby nie posklejała rzęs. Na szczęście szczoteczka całkiem nieźle je wyczesuje. 
Według mnie jest to tusz maksymalnie pogrubiający. Już przy jednej warstwie widać naprawdę zadowalający efekt. Co więcej, mam wrażenie, że jest to tusz, który najlepiej wygląda prezentuje się właśnie z jedną warstwą. Przy drugiej pojawiają się u mnie grudki, rzęsy potrafią się skleić. 

feerie-celeste-maskara

Oczywiście mamy tutaj bogactwo naturalnych składników, które świetnie wpływają na kondycję naszych rzęs. Szczególnie ciekawi mnie zastosowanie wyciągu z damarzyka mocnego, który posiada właściwości lecznicze, nawilżające i łagodzące stany zapalne. Jest to dla mnie bardzo ważne ze względu na moją chorobę oczu. Mam też maksymalnie wrażliwe oczy, a ten tusz ich nie podrażnia. 


Jeśli chodzi o trwałość, to tusz zdał egzamin w 100%. Testowałam go ostatnio w trudnych warunkach i absolutnie nic się nie osypało!

Według mnie jest to maskara dla osób, które lubią wyrazisty efekt na rzęsach. Tusz mocno pogrubia, a rzęsy stają się widoczne, co dla mnie, posiadaczki krótkich rzęs, jest niezwykle istotne. Nie lubię tuszów, które nic nie robią, bo wtedy wolę nie nakładać nic. Ten tusz robi robotę. Trochę trzeba się nauczyć z nim pracować, by nie sklejał rzęs. Na moich rzęsach najlepiej wygląda przy jednej warstwie.
Ja jestem z niego naprawdę zadowolona i myślę, że sięgnę po kolejne opakowanie :)

Na koniec efekt na moich rzęsach. Od razu zaznaczam, że mam krótkie rzęsy i jakoś ciężko mi się fotografuje ten efekt, bo pewnie dla większości nie będzie od spektakularny. Ale na żywo rzęsy były widoczne i ja jestem w pełni zadowolona, jak wyglądają :)


Maskara kosztuje 84 zł i dostaniecie ją TUTAJ. Pamiętajcie, że kupując przez ten link lub bannery na moim blogu, macie zniżki na większość produktów :)

Dajcie proszę znać, czy testowałyście już ten tusz? Jestem bardzo ciekawa, czy macie swoich ulubieńców w tej kategorii wśród kosmetyków naturalnych? Piszcie w komentarzach!

Buziaki!
Kasia


TOP