września 28, 2021

Natasha Denona - Retro Palette

Hej!

Natasha Denona to jedna z droższych marek dostępnych w Sephorze. Przyznaję, że wcześniej mocno mnie nie interesowała, bo te ceny wydają się dla mnie przesadne. Najnowsza paleta Retro Palette zaciekawiła mnie na tyle, że postanowiłam się na nią skusić. Nie zapłaciłam jednak za nią zbyt wiele, bo miałam bony podarunkowe, a na Natashę na szczęście wchodzą zniżki. Dzięki temu mam okazję przetestować jedną z ładniejszych palet, które wyszły w ostatnim czasie. Jeśli jesteście ciekawi, czy mnie zachwyciła, czy może rozczarowała, to koniecznie czytajcie dalej :)

Paleta ma solidne opakowanie zamykane na magnes. Jest bardzo minimalistyczne, co z jednej strony mi się podoba, a z drugiej mam poczucie, że za taką cenę mogłoby być to coś bardziej wypaśnego. W środku znajdujemy duże, porządne lusterko i aż 15 cieni. 

Ogólnie kolorystyka palety bardzo mi się podoba. Jest dosyć chłodna i totalnie w moim stylu. Jak widzę w palecie brudne róże, bordo, to od razu serce mi bije szybciej ;) Na pierwszy rzut oka paleta jest użytkowa i idealna do codziennego makijażu. Po dłuższym używaniu mam wrażenie, że będzie pasowała bardziej do ciemniejszych karnacji. Mój główny zarzut to brak jasnych błysków. Glitz i Psychedelic to cienie drobinkowe, bardziej toppery, które jakoś mocno nie rozjaśniają powieki. Z kolei błyski metaliczne typu Jude i Helio są dosyć ciemne. 

Kolorystyka jednak i jej przypasowanie to kwestia mocno indywidualna, bo każdy lubi coś innego. Mi po prostu mocno brakuje jasnego błysku o wykończeniu metalicznym. Matowy cień Mod jest absolutnie przepiękny i można nim fajnie rozjaśnić wewnętrzny kącik. 

Mnie w tej palecie najbardziej zaskoczyła ilość wykończeń. Mamy ich aż 5. Przyznacie, że to sporo jak na 15 cieni. Mamy zatem:

Duo Chrome - to jeden cień w palecie - glitz, czyli złote drobinki i jasnoróżowa baza.

Crystal - to cień psychedelic, który jest typowym topperem. To niebiesko-różowe drobinki.

Metallic - to trzy cienie - jude, helio, swing oraz patty. To mój ulubiony rodzaj błysku, bardzo gładki, bez widocznych drobin.

Creamy Matte - to 4 cienie - mod, groove, nude mauve oraz amara. Te maty są cudowne, świetnie napigmentowane. Dokładnie takie, jak lubię i dla mnie wszystkie maty w tej palecie mogłyby być takie.

Cream to powder - ostatnie wykończenie i aż 5 cieni - andy, vivienne, opart, go-go i rebellion. Do tego wykończenia nie mogę się przekonać. Cienie gorzej wchodzą na pędzel niż Creamy Matte, są mniej widoczne na powiece. Moim zdaniem CM są dużo lepsze. 


Powiem Wam, że mam mieszane uczucia co do tej palety i nie umiem jej jednoznacznie ocenić. Z jednej strony do jakości nie mogę się przyczepić. Cienie się bardzo dobrze rozcierają, nawet jak się nałoży za dużo. Ładnie się też łączą. Zdecydowanie nie jest to paleta nudna, a ta ilość wykończeń zachęca do eksperymentowania. 
Jeśli chodzi o formuły, to najbardziej przekonały mnie do siebie maty, którymi pracuje się świetnie. Mam do nich zarzut, że odrobinę inaczej wyglądają na oku. Mam tutaj na myśli w szczególności cień amara, który w opakowaniu wygląda rudawo, a na powiece zamienia się w bordo i niewiele się różni od groove.
Brakuje mi jasnego, cielistego matu. Mod jest zbyt jasny i za bardzo różowy, z kolei vivienne jest to Cream to powder i tak średnio sprawdza się do zmatowienia łuku brwiowego. 
Jak już wspomniałam, brakuje mi również jaśniejszych błysków. Na co dzień nie lubię cieni drobinkowych, więc wykończenie Metallic mi bardzo odpowiada, ale odcienie są dosyć ciemne. Od razu zaznaczam, że jeśli nastawiacie się na jakieś spektakularne błyski, to w tej palecie tego nie znajdziecie. Cienie Metallic (zwłaszcza patty i swing) wyglądają na powiece jak satyny.


Ogólnie paleta mi się podoba i cieszę się, że się na nią zdecydowałam. Uważam, że kolorystyka jest idealna na nadchodzącą jesień. Czy kupiłabym ją w normalnej cenie 315 zł lub na promocji bez bonów podarunkowych? Zdecydowanie nie. Tak szczerze to nie uważam, żeby jakiekolwiek cienie mogły być tyle warte. Owszem, te są dobre, ale w Polsce mamy mnóstwo cudownych palet, np. Say Yes od Dessi, którą absolutnie uwielbiam.

Na koniec makijaż, który wykonałam samymi matami. 


Piszcie koniecznie, co sądzicie o takich drogich paletach? Lubicie sobie czasem kupić coś droższego? Czy szukacie tańszych zamienników? :)

Buziaki!
Kasia

września 16, 2021

Felicea - naturalne szminki Refill Me

Nie mam pojęcia, dlaczego ten wpis pojawia się dopiero teraz. Uświadomiłam sobie, że zbyt rzadko wspominałam na blogu o szminkach marki Felicea, a przecież tak bardzo je lubię i zdecydowanie zasługują na osobny wpis. Zwłaszcza że teraz Felicea zmieniła zupełnie opakowania na takie z wymiennymi wkładami. Pojawiły się również nowe odcienie. Pokażę Wam dzisiaj te, które mi się najbardziej spodobały. Zapraszam :)

Marka Felicea od jakiegoś czasu sukcesywnie zmienia opakowania na bardziej eko i w duchu less waste. W przypadku pomadek zdecydowała się na zastosowanie wymiennych wkładów. Główne opakowanie zostało wykonane z aluminium. Refille wymienia się bardzo łatwo (po prostu się je wyciąga), dlatego zdecydowałam się na zakup jednej pełnowymiarowej szminki i dwóch wkładów. 

Składy zostały minimalnie zmienione, ale nie wpłynęło to na konsystencję pomadek. Wosk pszczeli został zastąpiony emolientem roślinnym, dzięki czemu szminki są teraz odpowiednie dla wegan

Ricinus Communis Seed Oil, Isostearyl Isostearate, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Candelilla Cera, Copernicia Cerifera Cera, Mica, Polyglyceryl-3 Diisostearate*, Isocetyl Stearoyl Stearate*, Isopropyl Myristate*, Tocopheryl Acetate, Citrus Grandis Peel Oil, Limonene, +/-CI 77499, +/-CI 77492, +/-CI 77491, +/-CI 77891, +/-CI 15850 

*surowce z EcoCert           

#214 Rosie - najjaśniejszy, nudziakowy róż

#215 Perfect Pink - piękny, żywy odcień dosyć chłodnego różu. Czegoś takiego mi brakowało :)

#216 Amethyst - to odpowiednik pomadki nr 28 w starej formule. Mój ulubieniec od lat. Dla mnie to taki idealny mauve. Bardzo często ląduje na moich ustach i pasuje praktycznie do każdego makijażu :)

Przyznam się Wam szczerze, że jak myślę o idealnej szmince, to przed oczami mam właśnie tę od Felicea. Przede wszystkim jej konsystencja jest po prostu genialna - kremowa, ale nie za bardzo. Nie rozmazuje się, nie wylewa poza kontur. Do tego ma świetną pigmentację, ładnie się zjada. Nie podkreśla również niedoskonałości ust, np. suchych skórek, a dzięki cudownemu składowi je pielęgnuje. 

Odcień 216 (wcześniej 28) to mój ulubieniec od lat i zupełnie nie wiem, czemu dopiero teraz Wam ją pokazuję. Jeśli któryś kolor Wam się spodoba, to bardzo polecam wypróbować :)

Szminki w całości kosztują 39 zł, refill 27 zł. Dostaniecie je na stronie felicea.pl. Są również dostępne na stronie Hebe i tam często można trafić na promocje. 

Dajcie znać, czy używaliście kiedyś tych szminek i jak Wam się sprawdziły? 

Buziaki!
Kasia
TOP