maja 31, 2021

Zoeva - paleta cieni Together We Shine
Recenzja + makijaż

Hej!

Czy pamiętacie jeszcze markę Zoeva? Kilka lat temu była bardzo znana, każdy chciał mieć jakąś paletę albo pędzle. Te ostatnie zresztą nadal mam, używam i lubię. Nic się z nimi nie dzieje. Co do palet, to kilka lat temu moją ukochaną była En Taupe. Natomiast ostatnią, jaką miałam, była jakaś mini paleta, która powędrowała dalej w świat, bo nie używałam jej zbyt często. Tak szczerze to trochę zapomniałam o tej marce i nie śledziłam ostatnio, co tam u niej słychać. Przez przypadek dowiedziałam się o nowej kolekcji. Paleta cieni Together We Shine wpadła mi w oko i stwierdziłam, że fajnie by było ją przetestować. Jeśli jesteście ciekawi, czy jestem z niej zadowolona i nie żałuję zakupu, to koniecznie czytajcie dalej :)


Po pierwsze nie mogę nie wspomnieć o przepięknym opakowaniu. Ten matowy róż, w połączeniu z błyszczącymi detalami w odcieniu rose gold, wygląda naprawdę świetnie. Dodatkowo paleta ma dobrej jakości lusterko i jest porządnie wykonana. 

W środku znajdujemy 10 cieni - 7 matowych i 3 błyszczące. Na stronie Zoeva producent obiecuje, że cienie mają nową formułę z większą pigmentacją. Powinny być jedwabiste i świetnie się blendować. Formuła jest wegańska, cienie nie były testowanie na zwierzętach, a także nie zawierają olejów mineralnych, zapachu i parabenów. 

Co do składu, to nie jest to skład naturalny, ale dla mnie akceptowalny. Mamy tutaj silikony, ale nie widzę np. dodawanego ostatnio wszędzie polietylenu. 

Jeśli chodzi o kolorystykę, to mamy tutaj odcienie w różowo - nudziakowych tonach. Również na stronie można przeczytać, że dzięki nim będzie można wykreować wyjątkowe makijaże na co dzień. Jak widzimy, z założenia ma być to paleta do dziennych makijaży, choć również ciemniejsze wieczorowe smoky dałoby się nią wykonać. Niemniej trzeba zauważyć, że kolory są do siebie dość mocno zbliżone, więc zdecydowanie nie jest to paleta do różnorodnych makijaży, w których każdy odcień dokładnie widać na powiece i nic się nie zlewa. Tutaj cienie na powiece się przenikają, tworzą całość i moim zdaniem jest to idealna paleta do fajnych dziennych smoky. Odcienie Confidence i Strength idealnie sprawdzają się do przyciemnienia zewnętrznego kącika. 
Błyski z kolei są to cienie metaliczne. Jest to błysk dosyć delikatny, elegancki i stonowany. Dla mnie idealny na co dzień. Nie ma tutaj mowy o błysku typu turbopigmenty z Glamshop.


Jeśli chodzi o jakość, to muszę przyznać, że obietnice producenta zostały spełnione. Cienie z palety Together We Shine są niezwykle jedwabiste. Mają świetną pigmentację, prawie w ogóle się nie osypują. Do tego blendują się jak marzenie. Cienie dobrze się ze sobą łączą i do siebie kleją. Błyski najlepiej wyglądają nakładane palcem. 
Z minusów zauważam tylko jeden. Jak na 10 cieni w palecie, to bardzo brakuje mi jasnego, cielistego matu. Wtedy byłaby to dla mnie paleta kompletna. 

Paleta jest już dostępna na stronie sephora.pl i kosztuje 129 zł.


Na koniec makijaż, który wykonałam przy użyciu większości cieni. Nie dodawałam sztucznych rzęs, bo prawda jest taka, że na co dzień nie ma opcji, żebym je aplikowała, a to właśnie jest mój makijaż dzienny :) Mam nadzieję, że mimo to Wam się spodoba.


Podsumowując, dla mnie jest to paleta niemalże idealna i odkąd ją mam, sięgam po nią przy każdym makijażu. Odcienie pięknie podkreślają niebieską tęczówkę. 


Dajcie koniecznie znać, jak Wam się podoba. Lubicie taką kolorystykę cieni? No i piszcie, czy używacie jeszcze kosmetyków lub pędzli marki Zoeva.

Buziaki!
Kasia

maja 19, 2021

Feerie Celeste - podkład prasowany Magique Match

Hej!

Jakiś czas temu marka Feerie Celeste wypuściła na rynek mineralny podkład prasowany Magique Match. Jak pewnie wiecie, uwielbiam wersję sypką podkładu Pixie Cosmetics, więc tę również musiałam wypróbować. Jeśli jesteście ciekawi, jak się u mnie sprawdza, to koniecznie czytajcie dalej :)


Co pisze producent?


"Magique Match tworzy na skórze jedwabisty film mineralny, nadaje cerze naturalne, jednolite i nieskazitelne wykończenie. Niedoskonałości znikają, a twarz wygląda świeżo i naturalnie. Zapewnia lekko kremowe odczucie gładkości na skórze, idealnie stapia się z cerą. W składzie formuły pojawił się Volcanic Sand zwany inaczej "szklanym diamentem". Ten niezwykły składnik ochroni Twoją cerę przed działaniem widzialnego niebieskiego światła, osłoni ją przed zanieczyszczeniami (działając zarówno fizycznie jak i chemicznie), wchłonie nadmiar sebum, byś mogła cieszyć się jeszcze lepszym efektem zmatowienia i optycznie wygładzi skórę."

Skład


MICA, KAOLIN, MAGNESIUM STEARATE, OCTYLDODECANOL, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, BORON NITRIDE, GLYCERYL CAPRYLATE, THEOBROMA CACAO SEED BUTTER, TOCOPHERYL ACETATE, GLYCERYL UNDECYLENATE, VOLCANIC SAND, CI 77891,CI 77492,CI 77491,CI 77499

Odcienie


Do wyboru mamy 14 odcieni. Na początku skusiłam się na najjaśniejszy Charmed Cream, ale okazało się, że jest dla mnie ciut za jasny i delikatnie mnie wybiela, a nie lubię tego efektu. Kupiłam więc ciemniejszy kolor Faery Tea Cake i to był strzał w 10. 


Moja opinia


Powiem Wam, że nie umiem jakoś tak jednoznacznie ocenić tego produktu, więc opowiem o moich wrażeniach. Krycie tego podkładu określiłabym jako lekkie. Można go delikatnie budować, ale nie za mocno, bo będzie widoczny na twarzy. W porównaniu z podkładem sypkim ten podkład jest bardziej suchy, mimo masła kakaowego w składzie. Widać to też na twarzy, chociaż temu się trochę dziwię, bo mam cerę tłustą. Nie wygląda on tak jedwabiście jak jego sypki brat. To kremowe odczucie, o którym pisze producent, zdecydowanie bardziej czuję w przypadku podkładu sypkiego. Mimo tej suchości produkt zaczyna się u mnie dość szybko wyświecać. 

Oczywiście nie mogę powiedzieć, że podkład wygląda źle, bo tak nie jest, ale u mnie wersja sypka prezentuje się zdecydowanie lepiej. Podkład prasowany delikatnie podkreśla mi też rozszerzone pory, gdy nakładam go solo na twarz. Przyznaję jednak, że robię to rzadko i zdecydowanie lubię zaaplikować najpierw korektor w miejscach, gdzie tego potrzebuję.

Jeśli chodzi o samą aplikację, to producent rekomenduje pędzel nr 303, czyli tzw. rybkę. Rzeczywiście mam wrażenie, że tym pędzlem nakłada się podkład lepiej niż klasycznym flat topem. Poza tym pędzel ten jest niezwykle uniwersalny. Można nałożyć nim bronzer, róż i rozświetlacz. Ja się z nim naprawdę bardzo polubiłam i chętnie po niego sięgam.


Na pewno doceniam tego typu produkty za szybkość aplikacji. Prasowana wersja przydaje się, gdy mamy mało czasu na wykonanie makijażu. Osobiście lubię go stosować, gdy wychodzę gdzieś na chwilę, a chcę mieć delikatnie wyrównany koloryt. Podkład wygląda niezwykle naturalnie, zwłaszcza po chwili, gdy połączy się ze skórą, więc na pewno sprawdzi się u fanek makeup no makeup.
Ogólnie nie jest to produkt zły, ale nie pobił swojego sypkiego brata, którego kocham już od kilku lat miłością wielką. 

Podkład kupicie TUTAJ. Przychodzi on w przepięknym tekturowym pudełku, a sam produkt jest w formie refill. Kosztuje 59 zł w cenie regularnej. Aktualnie jest na wszystko promocja -25% :) 

Dajcie znać, czy używaliście już tego produktu. Jestem bardzo ciekawa, jak się u Was sprawdził :)

Buziaki!
Kasia

TOP