Hej!
Bronzery stały się ostatnimi czasy bardzo popularne. Nastał szał zarówno na produkty do konturowania, jak i na te do ocieplania twarzy. Niedawno na rynku pojawiła się nowość, czyli różo - bronzer. Nazwałam go tak ponieważ łączy w sobie cechy obu tych kosmetyków. Mowa oczywiście o Balm Desert firmy The Balm. Jeśli jesteście ciekawe, jak się u mnie sprawdził co o nim sądzę, to zapraszam do czytania dalej :-)
Zacznę tradycyjnie od podstawowych informacji:
Opakowanie kartonikowe, które mieści w sobie 6,39 g produktu, utrzymane jest w stylistyce retro, czyli standard jeśli chodzi o firmę The Balm. Na wierzchu uśmiecha się śliczna pani w stroju kąpielowym stojąca przy basenie, co od razu przywołuje na myśl lato i wakacje, czyli czas kiedy najchętniej takiego produktu używamy.
Skład (jak to bywa w kosmetykach The Balm) wygląda bardzo przyzwoicie i za to sobie bardzo cenię tę markę.
Przejdźmy do bardziej interesujących rzeczy:
Kolor. Bardzo ciekawy i niespotykany. To połączenie brązu z brzoskwiniowym różem. Na pierwszy rzut oka wygląda jak ciepły brąz. Dopiero gry porównałam go z innymi bronzerami, zobaczyłam, że jest to kolor zupełnie inny, wyjątkowy i tak naprawdę ciężki do opisania.
Konsystencja jest bardzo przyjemna, jedwabista. Produkt nie pyli się zbyt mocno, więc to oczywiście na plus. Pewnie nie zdziwi nikogo również fakt, że aplikacja i rozcieranie tego bronzera to czysta przyjemność.
Wykończenie określiłabym jako satynowe. Balm Desert przepięknie odbija światło. Zawiera maluteńkie drobinki, które tak naprawdę widoczne są w opakowaniu w sztucznym świetle, a na skórze dostrzeżenie ich jest praktycznie niemożliwe. Dają po prostu piękny, zdrowy blask.
Trwałość. Kolejny raz The Balm pod tym względem nie zawodzi. Produkt trzyma się bez problemu cały dzień, nawet na mojej dość mocno przetłuszczającej się cerze.
Moje wrażenia. Balm Desert to bardzo ciekawy produkt. Zaciekawił mnie na tyle, że postanowiłam go przetestować i nie żałuję. Nakładam go w miejscu różu i nie potrzebuję wtedy już za bardzo używać jakichkolwiek innych bronzerów. Moja skóra jest delikatnie ocieplona, nabiera letniego blasku. Nie jest to do końca imitacja opalenizny i bałabym się nakładać ten bronzer na całą twarz w celu przybrązowienia się. Wydaje mi się, że jest to po prostu kosmetyk 2 w 1, by w szybki sposób podkreślić policzki. Nie uważam, by był to totalny must have, ale jeśli szukacie produktu do delikatnego ocieplenia twarzy i wszystkie inne bronzery wyglądają na Was pomarańczowo, to myślę, że Balm Desert może Wam się spodobać.
Od lewej: Balm Desert, The Balm Bahama Mama, Inglot 505, Kobo Sahara Sand
Jego cena to ok. 60 zł.
Dostępny jest w przeróżnych sklepach internetowych. Ja go kupiłam na mintishop.pl.
Napiszcie koniecznie, czy skusiłyście się na ten produkt i jak Wam się podoba? :-)
Pozdrawiam serdecznie,
Kasia ♥
Ja uwielbiam wszelkie bronzery!
OdpowiedzUsuńŚwietny kolor :)
OdpowiedzUsuńJa póki co uwielbiam Kobo Sahara Sand, a jak go wykończę to w kolejce czeka już Inglot nr 505. Jakoś kosmetyki The Balm nie bardzo mnie kuszą...jedynie na Mary-Lou się skusiłam i nie żałuję ale reszta jak na razie mnie nie korci. Może też dlatego, że mam wszystkiego stanowczo za dużo i postanowiłam sobie, że będę robiła przemyślane zakupy :-)
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam produktów tej marki, ale widzę, że coraz częściej przewijają się przez blogi i mają całkiem dobre recenzję. Będę musiała się rozejrzeć i znaleźć coś dla siebie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, obserwuję i zapraszam do siebie na denko :)
Land of Vanity
Mam i uwielbiam ♥ Mój KWC od pierwszego użycia :)
OdpowiedzUsuńGdyby nie tak wysoka cena to pewnie miałabym go w swojej kosmetyczce :)
OdpowiedzUsuńWygląda ładnie, mam wrażenie, że podchodzi trochę pod Harmony od Mac :) bo on tak samo jest różo-bronzerem :)
OdpowiedzUsuńŚwietny bronzerek :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie się prezentuje, ale za taką cenę... Raczej nie. ;D
OdpowiedzUsuń