Hej!
Natasha Denona to jedna z droższych marek dostępnych w Sephorze. Przyznaję, że wcześniej mocno mnie nie interesowała, bo te ceny wydają się dla mnie przesadne. Najnowsza paleta Retro Palette zaciekawiła mnie na tyle, że postanowiłam się na nią skusić. Nie zapłaciłam jednak za nią zbyt wiele, bo miałam bony podarunkowe, a na Natashę na szczęście wchodzą zniżki. Dzięki temu mam okazję przetestować jedną z ładniejszych palet, które wyszły w ostatnim czasie. Jeśli jesteście ciekawi, czy mnie zachwyciła, czy może rozczarowała, to koniecznie czytajcie dalej :)
Paleta ma solidne opakowanie zamykane na magnes. Jest bardzo minimalistyczne, co z jednej strony mi się podoba, a z drugiej mam poczucie, że za taką cenę mogłoby być to coś bardziej wypaśnego. W środku znajdujemy duże, porządne lusterko i aż 15 cieni.
Ogólnie kolorystyka palety bardzo mi się podoba. Jest dosyć chłodna i totalnie w moim stylu. Jak widzę w palecie brudne róże, bordo, to od razu serce mi bije szybciej ;) Na pierwszy rzut oka paleta jest użytkowa i idealna do codziennego makijażu. Po dłuższym używaniu mam wrażenie, że będzie pasowała bardziej do ciemniejszych karnacji. Mój główny zarzut to brak jasnych błysków. Glitz i Psychedelic to cienie drobinkowe, bardziej toppery, które jakoś mocno nie rozjaśniają powieki. Z kolei błyski metaliczne typu Jude i Helio są dosyć ciemne.
Kolorystyka jednak i jej przypasowanie to kwestia mocno indywidualna, bo każdy lubi coś innego. Mi po prostu mocno brakuje jasnego błysku o wykończeniu metalicznym. Matowy cień Mod jest absolutnie przepiękny i można nim fajnie rozjaśnić wewnętrzny kącik.
Mnie w tej palecie najbardziej zaskoczyła ilość wykończeń. Mamy ich aż 5. Przyznacie, że to sporo jak na 15 cieni. Mamy zatem:
Duo Chrome - to jeden cień w palecie - glitz, czyli złote drobinki i jasnoróżowa baza.
Crystal - to cień psychedelic, który jest typowym topperem. To niebiesko-różowe drobinki.
Metallic - to trzy cienie - jude, helio, swing oraz patty. To mój ulubiony rodzaj błysku, bardzo gładki, bez widocznych drobin.
Creamy Matte - to 4 cienie - mod, groove, nude mauve oraz amara. Te maty są cudowne, świetnie napigmentowane. Dokładnie takie, jak lubię i dla mnie wszystkie maty w tej palecie mogłyby być takie.
Cream to powder - ostatnie wykończenie i aż 5 cieni - andy, vivienne, opart, go-go i rebellion. Do tego wykończenia nie mogę się przekonać. Cienie gorzej wchodzą na pędzel niż Creamy Matte, są mniej widoczne na powiece. Moim zdaniem CM są dużo lepsze.
Powiem Wam, że mam mieszane uczucia co do tej palety i nie umiem jej jednoznacznie ocenić. Z jednej strony do jakości nie mogę się przyczepić. Cienie się bardzo dobrze rozcierają, nawet jak się nałoży za dużo. Ładnie się też łączą. Zdecydowanie nie jest to paleta nudna, a ta ilość wykończeń zachęca do eksperymentowania.
Jeśli chodzi o formuły, to najbardziej przekonały mnie do siebie maty, którymi pracuje się świetnie. Mam do nich zarzut, że odrobinę inaczej wyglądają na oku. Mam tutaj na myśli w szczególności cień amara, który w opakowaniu wygląda rudawo, a na powiece zamienia się w bordo i niewiele się różni od groove.
Brakuje mi jasnego, cielistego matu. Mod jest zbyt jasny i za bardzo różowy, z kolei vivienne jest to Cream to powder i tak średnio sprawdza się do zmatowienia łuku brwiowego.
Jak już wspomniałam, brakuje mi również jaśniejszych błysków. Na co dzień nie lubię cieni drobinkowych, więc wykończenie Metallic mi bardzo odpowiada, ale odcienie są dosyć ciemne. Od razu zaznaczam, że jeśli nastawiacie się na jakieś spektakularne błyski, to w tej palecie tego nie znajdziecie. Cienie Metallic (zwłaszcza patty i swing) wyglądają na powiece jak satyny.
Ogólnie paleta mi się podoba i cieszę się, że się na nią zdecydowałam. Uważam, że kolorystyka jest idealna na nadchodzącą jesień. Czy kupiłabym ją w normalnej cenie 315 zł lub na promocji bez bonów podarunkowych? Zdecydowanie nie. Tak szczerze to nie uważam, żeby jakiekolwiek cienie mogły być tyle warte. Owszem, te są dobre, ale w Polsce mamy mnóstwo cudownych palet, np. Say Yes od Dessi, którą absolutnie uwielbiam.
Na koniec makijaż, który wykonałam samymi matami.
Piszcie koniecznie, co sądzicie o takich drogich paletach? Lubicie sobie czasem kupić coś droższego? Czy szukacie tańszych zamienników? :)
Buziaki!
Kasia
Wyszło rewelacyjnie ale modelka też piękna
OdpowiedzUsuńUwielbiam cienie Natashy :) a ostatnio, chyba ze względu na niezliczoną ilość palet które już mi się przestają mieścić, zakochałam się w jej mini paletkach. Mam je prawie we wszystkich wersjach kolorystycznych jakie wyszły. Są cudowne, kompaktowe, ale nie nudne, można spokojnie jedną taką paletką wykonać kilka makijaży, idealne na wyjazdy. Oczywiście mini RETRO też mam :) Zapraszam na mojego bloga na recenzję najnowszej mini paletki od Natashy Mini BIBA https://okiempaletomaniaczki.pl/urocza-jak-zawsze-natasha-denona-mini-biba/
OdpowiedzUsuńŚwietny post, bardzo lubię, gdy oprócz swatche'owania można też znaleźć opisy kolorów. Zgadzam się z Tobą, że ceny palet od Natashy jednak "trochę" wygórowane, pomimo całej mojej miłości też zawsze poluję na jakieś okazje :)