Hej!
Żar leje się z nieba, ja się roztapiam, ale postanowiłam coś dla Was napisać, zwłaszcza że filmów nie jestem w stanie teraz nagrywać. Ale do rzeczy - jak wiecie, kosmetyki Lily Lolo bardzo lubię i prezentowałam Wam je już na blogu wielokrotnie. Tym razem pokażę Wam róż w wersji sypkiej oraz pędzel do jego aplikacji. Tego, jak się u mnie sprawdziły, dowiecie się w dalszej części wpisu. Zapraszam do czytania dalej :)
Mineralny róż do policzków
Tym razem zdecydowałam się na wersję sypką, ponieważ tego typu produkty mają zazwyczaj bardzo krótki skład. W tym przypadku krótszy być już chyba nie może:
MICA [+/- CI 77491 (IRON OXIDE), CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE)]
Jak widzicie, nie ma tutaj nic, co mogłoby zaszkodzić, sama mika :)
Jeśli chodzi o opakowanie, to jest ono bardzo charakterystyczne dla Lily Lolo, ale dosyć małe. Zawiera 3 gramy produktu i powiedziałabym, że to mini wersja podkładu. Niemniej jednak trzeba przyznać, że wygląda uroczo. W środku znajduje się zamykane sitko, więc nie ma szans, żeby coś się wysypało np. podczas podróży.
Wybrałam sobie kolor Cherry Blossom, który przez producenta opisany jest jako "jasny, brzoskwiniowo-różowy róż z bardzo delikatnie mieniącymi się drobinkami" i ja się z tym jak najbardziej zgadzam. Dopowiem jedynie, że róż delikatnie opalizuje na różowo, a na mojej jasnej skórze jest to dość mocno widoczne.
Róż jest bardzo drobno zmielony, to taki pyłek, więc trzeba go dobrze wmasować w pędzel, żeby go równomiernie nałożyć na twarz.
Jak się pewnie domyślacie, róż przypadł mi do gustu i ostatnio sięgam po niego praktycznie w każdym makijażu. Brakowało mi takiego odcienia. Produkt pięknie wygląda na twarzy, świetnie ożywia cały makijaż. Do tego bardzo mi się podoba ten krótki skład, który na pewno mi nie zaszkodzi w walce z grudkami.
Jak się pewnie domyślacie, róż przypadł mi do gustu i ostatnio sięgam po niego praktycznie w każdym makijażu. Brakowało mi takiego odcienia. Produkt pięknie wygląda na twarzy, świetnie ożywia cały makijaż. Do tego bardzo mi się podoba ten krótki skład, który na pewno mi nie zaszkodzi w walce z grudkami.
Blush Brush
To typowy, ścięty pędzel do różu. Wykonany został z miękkiego, syntetycznego włosia. Używanie go to czysta przyjemność, nie ma mowy o jakimkolwiek drapaniu. Jednak muszę przyznać, że w połączeniu z różem, o którym pisałam powyżej, średnio mi się sprawdził. Jest bardzo giętki i ma raczej śliskie włosie. Z kolei róż jest naprawdę mocno zmielony, co sprawia, że nie chce się dobrze przykleić do pędzla. Moim zdaniem o wiele lepiej nada się on do prasowanych róży. W przypadku sypkiego różu jakby nie chciał go łapać, a co za tym idzie, nie rozprowadza go równomiernie na twarzy. Z kolei pędzle z naturalnego włosia radzą sobie z tym różem bez problemu. Zaznaczam też, że nie twierdzę, że jest to zły pędzel. Po prostu jestem przyzwyczajona do tych z naturalnego włosia, a ten jest dla mnie zdecydowanie zbyt giętki.
Oba produkty możecie dostać na stronie www.costasy.pl. Cena różu to 51,20 zł, a pędzla 48,50 zł.
Dajcie znać, czy znacie te produkty i jak się u Was sprawdziły.
Do następnego!
Kasia
Ale fajnie wyprofilowany ten pędzelek, akurat różu tym razem nie testowałam, ale kiedyś miałam i fajnie się sprawdził :)
OdpowiedzUsuńto prawda :)
OdpowiedzUsuń